Paradoks Giffena czyli aneks do teorii popytu i podaży

W cytowanej już „Grze Anioła” Zafona znalazłam kolejną, interesującą myśl a mianowicie: „Teoria to praktyka bezradnych„.
Z teorią jest zwykle tak, że w praktyce nie występuje!!!

Bo jak by się tak zastanowić nad teoretyczną sytuacją w której popyt i podaż zależy wyłącznie od ruchu cen(*) czyli, że teoretycznie wzrost ceny wywołuje wzrost podaży i odwrotnie, a spadek ceny wywołuje wzrost popytu – i odwrotnie, to trudno znaleźć „czysty” przykład. Co więcej, niejaki Robert Giffen wykazał, że istnieje jeszcze inne odstępstwo od tzw. zasady elastyczności popytu. Od nazwiska twórcy zwie się je Paradoksem Giffena.

Opisuje on sytuację ekonomiczną, w której pomimo wzrostu ceny danego dobra popyt na nie nadal wzrasta (przy założeniu innych czynników niezmiennych). Sytuacja taka ma miejsce przy bardzo niskich dochodach konsumentów i przy wzroście cen dóba niższego rzędu, którym jest dobro Griffena.

Przykładem może być sytuacja, w której konsument nie mogąc sobie pozwolić na zakup żadnego innego podstawowego dobra (np. masła, mięsa, kaszy) kupuje wyłącznie najbardziej podstawowe dobro – dobro Giffena (np. chleb, ziemniaki lub ryż) nie zważając na wzrost jego ceny.

Takie sytuacje zdarzają się w realnym świecie – ale czy rzeczywiście można mówić tu o braku wpływu innych czynników na zmianę ceny? Chyba nie do końca – czynnikiem wywołującym wzrastający popyt – mimo wzrostu ceny – jest tu ubożenie społeczeństwa, a więc spadek siły nabywczej. Tyle, że działa ten czynnik odwrotnie (wzrost popytu zamiast spadek) niż nakazywała by teoria. A to dlatego, że dotyczy podstawowej potrzeby w piramidzie Masłowa – jedzenia.
Jak wiec widać każda teoria ma jakiś wyjątek, a jak by się głębiej zastanowić, to życie – również gospodarcze – składa się wyłącznie z wyjątków, które potwierdzają iż teoria to praktyka dla bezradnych :).

(*)Prawo podaży
Ilość dostarczanego dobra ulega zmianie, jeśli jego cena wzrośnie lub spadnie. Dzieje się tak dlatego, że producenci dostarczają swoje produkty w celu osiągnięcia zysku. Im wyższa jest cena, tym większą stanowi zachętę do produkcji i sprzedaży danego dobra. Opieramy się tutaj na założeniu, że wszystkie inne niż cena czynniki (dochody, ceny dóbr substytucyjnych i komplementarnych, moda itp.) utrzymujemy na pewnym stałym, określonym poziomie. Sic!

Opublikowany przez Alicja

Próbowaliście kiedyś wytłumaczyć niefinansiście co to jest bilans? Albo uzdolnionemu artystycznie dziecku – ułamki i procenty? Ja próbowałam – początkowo z marnym skutkiem. Potem odkryłam przyczynę, zdawać by się mogło, oczywistą –– to co dla mnie jest niemal aksjomatem (trudne słowo!), dla kogoś „z innej branży” jest niezrozumiałe. I to nie dlatego, że nie jest w stanie ogarnąć sensu zjawiska czy pojęcia!, a dlatego, że nie rozumie słów!!! Albo brak mu odniesienia (co o należnościach i zobowiązaniach może wiedzieć tłumacz francuskiej literatury religijnej?). I jak zaczęłam tłumaczyć „łopatologicznie” to okazało się, ze moja córka jest jedną z lepszych matematyczek w artystycznej szkole, a siostra-romanistka radzi sobie z planowaniem finansowania akcji promocyjnych we francuskim koncernie. Problem w tym, że jak komuś potrzebna jest tylko powierzchowna i ograniczona wiedza w jakiejś dziedzinie, nie zawsze ma ochotę uczyć się od podstaw – a to jedyny sposób na poznanie nomenklatury (słownictwa) typowego dla danej dziedziny. Tak wiec będę pisać „łopatologicznie” o finansach i okolicach. Będę się te ż czasem wyżywać i wywnętrzać na to co wokół – w finansach i gospodarce. To tak dla uspokojenia nerwów. Miłego czytania. Alicja Od wielu lat Bankowiec i Analityk Kredytowy w Dużych Korporacjach